– W mojej opinii networking to podstawa podstaw – jest najważniejszym aspektem w budowaniu biznesu i rozwoju kariery. Możemy próbować robić wiele rzeczy sami, jednak może wpłynąć to na czas realizacji naszych projektów. Zawsze powtarzam, że nieważne, co masz, ważne, kogo znasz i kto zna ciebie. Dorota Chomontowska w rozmowie z Iloną Adamską opowiada o początkach swoich biznesów, wyzwaniach i sukcesach, o umiejętnościach, które trzeba rozwijać, aby dobrze działać w dziedzinie marketingu i sprzedaży, a także o szacunku dla siebie i innych.
Jakie były Twoje początki w marketingu i sprzedaży? Co sprawiło, że postanowiłaś rozwijać się w tej branży?
Marketing i sprzedaż zaczęłam poznawać jeszcze w technikum, jednak wtedy nie wiedziałam jeszcze, że to jest to, co chcę robić w przyszłości. Późniejsze szkolenia ze sprzedaży, które odbywałam, pracując na stacji paliw, trochę namieszały mi w głowie. Jednak swoją pasję marketingową odkryłam dopiero, gdy zaczęłam działać w nieruchomościach, szukając rozwiązania na to, jak wynająć pokoje. W zasadzie to był moment, kiedy „kliknęło”. Szybko zaczęłam widzieć efekty wyróżniających się ogłoszeń, które nie ginęły na tle ogromnej konkurencji i tu pojawiło się „aha!”. Telefon zaczął płonąć, a ja otrzymywałam informację zwrotną o tym, że praktycznie sam tekst spowodował, że wynajmujący chcieli się wprowadzać. To oczywiście sprawiło, że nieruchomości były wypełnione po brzegi, mimo że na początku wydawało się to bardzo trudne do osiągnięcia. Oczywiście duży wpływ na to miała chęć dalszego rozwijania się, co wiązało się z nauką, szkoleniami i mentoringami u najlepszych w tej dziedzinie, takich jak Rob Moore czy Gary Vaynerchuk. Nigdy też nie przestałam rozwijać swoich umiejętności w dziedzinie marketingu i biznesu. M.in. dlatego uczestniczę w mastermindach i korzystam z mentoringów u takich ludzi, jak Gerald Ratner. Ponadto uczestniczę w licznych dyskusjach z najlepszymi w branży.
Z jakimi wyzwaniami zetknęłaś się, prowadząc trzy biznesy równocześnie, i jak udaje Ci się utrzymać ich rozwój na wysokim poziomie?
Na tę chwilę prowadzę już dwa swoje, ponieważ z trzech wspólnych prowadzonych z moim byłym partnerem dwa przejął on, a ja wzięłam jeden z nich.
Wyzwań była cała masa, od technologicznych aż po wewnętrzne blokady. Pomogło korzystanie z odpowiednich aplikacji do zarządzania czasem czy ustalanie priorytetów – która sprawa jest pilna, a która ważna.
Dobór zespołu do pracy, od pracowników fizycznych aż po dobrego asystenta jest nie lada wyzwaniem. Wydaje mi się, że sporo właścicieli firm się z tym zmaga. I to nawet nie jest kwestia wynagrodzenia, ale zwyczajnie wielu ludziom w obecnych czasach nie chce się pracować, bo mają podane wszystko na tacy. Dobry i zaufany pracownik jest na wagę złota, więc poszukiwania zajmowały mi sporą część czasu. Jednak jak już się znajdzie, to trzeba umieć o niego zadbać. A wielu przedsiębiorców uważa, że pensja to wszystko, co się należy, choć ta teoria absolutnie ze mną nie współgra. Zadbany pracownik zadba o Twój biznes, opłacony pracownik zmieni Cię tak szybko, jak tylko otrzyma lepiej płatną propozycję pracy. W moim przypadku są to regularne spotkania nie tylko te na żywo, ale również online, ponieważ mój zespół składa się z ludzi mieszkających nie tylko w Rugby (gdzie mieszkam). W każdy ostatni piątek miesiąca celebrujemy Takeaway Friday, czyli współpracownicy otrzymują dodatek do pensji, po to by w ten piątek kupić sobie swoje ulubione danie na wynos. Siadamy na zoomie na około dwie godziny, wspólnie jemy obiad i rozmawiamy na tematy niezwiązane z biznesem, tak byśmy mogli się bliżej poznać. Urodziny czy święta są również świetną okazją do tego, by docenić ich wkład w pracę. Jeśli my zadbamy o pracownika, on zadba o nasze biznesy, więc jeśli tylko mamy okazję pokażmy im naszą troskę – traktując pracownika jak kogoś bliskiego, bo to właśnie dzięki niemu nasz biznes może kwitnąć lub upadać, ale wciąż zaczyna się to od nas samych i warto o tym pamiętać.
No i tutaj dochodzi również problem z delegowaniem zadań, czyli syndrom Zosi Samosi, która zrobi wszystko szybciej i lepiej. Z tym również miałam problem, żeby pewnerzeczy zlecić innym, a samej skupić się na tym, co faktycznie zarobi konkretne pieniądze.
Wyznaczanie godzin pracy – zwłaszcza na początku trudno jest określić, kiedy pracę się zaczyna i kończy. Nierzadko praca po 20 godzin na dobę, by wszystko grało, sprawia, że można poczuć wypalenie i chęć powrotu do wygodnej posady. Na etacie pracujemy w stałym systemie godzinowym, po zakończonej pracy wychodzimy do domu i nic nas nie interesuje, a wypłata jest praktycznie gwarantowana. W przypadku własnego biznesu jesteś mózgiem operacyjnym, który musi zadbać o wszystko pozostałe – bez Ciebie i Twojego zaangażowania nikt nie będzie troszczył się o to, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Praca nad samodyscypliną jest tutaj bardzo istotnym elementem, bez którego nasz biznes może upaść. Dzieje się tak dlatego, że mamy komfort wyboru, zawsze możemy „wziąć wolne”, bo przecież szef nam nic nie powie i teraz naszym zadaniem jest odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dziś mogę sobie na to pozwolić, bo samymi dniami wolnymi raczej daleko nie zajedziemy. Dostrzegam to bardzo często zwłaszcza u osób przechodzących z etatu na swoje.
Znalezienie w tym wszystkim czasu dla siebie było również sporym problemem, ponieważ nie samą pracą człowiek żyje. A tak często o tym zapominamy w pędzie po to, co nie ma i nigdy nie będzie mieć tak wielkiego znaczenia, jak dobre zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne nasze i naszych bliskich. Dlatego zanim przełamałam się do stałych zajęć typu joga, medytacja czy regularne wyładowywanie się na worku bokserskim, minęło sporo czasu, bo właśnie tego czasu dla siebie zawsze najbardziej brakowało.
Ale największym wyzwaniem jest łączenie roli mamy, partnerki i bizneswomen, ponieważ trudno jest o work-life balance. Dla mnie on nie istnieje. Wiem, że zawsze któraś odnoga ucierpi, za długo w tym siedzę, by uwierzyć w to, że jest inaczej.
Każdy z nas ma w dobie 24 godziny i często zapominamy o tym, że za kilkanaście lat jedynymi ludźmi, którzy będą pamiętać, że zostawaliśmy dłużej w pracy, będą nasze dzieci. Stres związany z prowadzeniem kilku firm przekłada się bardzo często na naszą rodzinę. Choć to właśnie dla nich wszystko robimy, to zapominamy, że oni nas potrzebują – teraz, dzisiaj. Nie, jak skończymy rozmowę czy doprowadzimy projekt do końca!
Co skłoniło Cię do wejścia w inwestowanie w nieruchomości, a szczególnie w strategię HMO? Jakie korzyści i wyzwania niesie ze sobą ta forma inwestycji?
Pomysł zrodził się z potrzeby reinwestowania pieniędzy zarobionych z pierwszego biznesu (sprzedaży zwrotów magazynowych) i zapoczątkował go mój były partner Konrad, który zaraził mnie pasją do nieruchomości. I tak zaczęła się moja przygoda. Wybór padł na HMO, ponieważ wydawało się to znacznie bezpieczniejsze niż np. SA, czyli wynajem na doby. Mieszkamy w centralnej części UK, gdzie zapotrzebowanie na pokoje jest dość duże. Lokatorzy zwykle zostają na dłużej, a więc cash flow jest pewniejszy – a co za tym idzie mniejsze ryzyko. Choć w przypadku wynajmu i coraz większych praw lokatorów zaczęło się to robić bardziej ryzykowne. Ktoś przestaje płacić za wynajem, a Ty nie możesz nic zrobić, jeśli nie ma wyroku sądu, czyli pozbycie się takiego człowieka z domu nie dość, że kosztuje cię stracony czynsz, to jeszcze koszty prawnicze. A te sumy bywają bardzo pokaźne, na jednym z takich lokatorów straciliśmy ponad 6 tysięcy funtów.
Diamond Property Network to niezależna grupa, którą stworzyłaś. Jakie były główne założenia tego projektu i jak rozwija się ta działalność?
Tak, Diamond to takie moje dziecko, które zjawiło się w głowie z końcem 2019 roku, a grupę Diamond Nieruchomości UK utworzyłam 15 stycznia 2020 roku (prowadziliśmy ją z moim byłym partnerem). Jestem człowiekiem, który wpada na pomysł i go realizuje, i tak było w przypadku Diamentów. Nazwa nie jest przypadkowa – tutaj znaczący wpływ mają cechy charakterystyczne tych kamieni, ponieważ powstają one pod wpływem ogromnego ciśnienia i ekstremalnych temperatur, a według mnie jest to to, co charakteryzuje przedsiębiorców. Jednak zanim czarny węgiel stanie się pięknym diamentem, potrzeba wiele czasu – czasami nawet milionów lat. Tu mogę powiedzieć, że tak samo jest z nami – bardzo często jesteśmy oceniani przez pryzmat sytuacji, w której się aktualnie znaleźliśmy, ale pamiętajmy, że czas ma magiczną moc. Diamenty są również najtwardszym materiałem naturalnym, co wpływa na ich jakość, wyjątkowość i trwałość, a moja miłość do tych kamieni była kropką nad i.
Głównym celem założenia społeczności było wzajemne wsparcie w nieruchomościowej i biznesowej podróży. Zależało nam na tym, by w grupie nie było hejtu, a każdy z uczestników czuł wsparcie innych. Jest to prawdziwa kopalnia Diamentów, gdzie ludzie, którzy nie są z różnych powodów znani, mogą podzielić się swoją wiedzą i zdobytym doświadczeniem. To tam dzielimy się wiedzą i doświadczeniem, dzięki czemu możemy uczyć się od innych, a także wzajemnie inspirować do działania. Zaczęło się od grupy na Facebooku, później były luźne spotkania w pubach i restauracjach, dopiero później ruszyłam z konferencjami. Pierwsza z nich odbyła się we wschodniej części Londynu, w zwykłym pubie, a zorganizowana została w 3 tygodnie od podjęcia decyzji dzięki pomocy innych. Do tego działania „zmotywował” mnie Konrad, mówiąc że jeśli on się za to nie weźmie, to nic nie zorganizuję. I tak oto polskie „ja nie dam rady?” wzięło górę. Gdyby nie on, być może żadna z konferencji by się nie odbyła. Przed pierwszą liczyłam, że będzie maksymalnie 30 osób, a było nas ponad 50! W obecnej chwili konferencje odbywają się co dwa miesiące i cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Średnio na każdym spotkaniu jest 100 osób, jednak z uwagi na relacje między uczestnikami nie chcę robić masówek, bo według mnie najbardziej liczy się jakość, nie ilość. Bardzo często na scenie występują ludzie, którzy nigdy wcześniej na scenie nie występowali, a jest to oczywiście zabieg celowy w ramach „wykopywania Diamentów”. Mam kilka kolejnych pomysłów na dalszy rozwój marki Diamond, a pierwsze efekty będzie można zobaczyć na najbliższym marcowym spotkaniu, gdzie po za konferencją odbędzie się uroczysta gala. Dokładnie 8 marca będziemy celebrować 5-te urodziny marki, a także rolę kobiet w branży nieruchomości i biznesu. Na tym spotkaniu poza wyjątkowymi gośćmi pojawi się również kilka bardzo rozpoznawalnych osobowości. Co do kolejnych planów, to wolę je realizować, niż o nich mówić, więc nie będę zdradzać wszystkiego.
Jako współorganizatorka spotkań networkingowo-szkoleniowych w UK, jak oceniasz znaczenie networkingu w budowaniu biznesu i kariery?
W mojej opinii networking to podstawa podstaw – jest najważniejszym aspektem w budowaniu biznesu i rozwoju kariery. Możemy próbować robić wiele rzeczy sami, jednak może wpłynąć to na czas realizacji naszych projektów. Zawsze powtarzam, że nieważne, co masz, ważne, kogo znasz i kto zna ciebie. Wielokrotnie sieć moich kontaktów pomogła mi rozwiązać problemy, które wydawały się nie do rozwiązania solo. Należę do grupy overthinkers, więc każdą decyzję obmyślam na milion sposobów, a gdy tylko zadzwonię do kogoś z mojego networku, okazuje się, że rozwiązanie jest proste i na wyciągnięcie ręki. Dlatego moja książka telefoniczna jest jednym z najważniejszych zasobów mojego telefonu. W przypadku networkingu chodzi o to, by pomóc innym, a to oczywiście do nas wraca, czyli po prostu karma. Jeśli otrzymujemy coś od świata, należy to oddać, nie można tylko brać, w moim przypadku jest to głównie dzielenie się otrzymaną od innych wiedzą na temat marketingu, poprzez grupowe mastermindy trwające 9 tygodni, czy współpraca 1:1.
Co Twoim zdaniem odróżnia efektywną strategię marketingową, szczególnie w kontekście social mediów, od tych mniej skutecznych?
Strategię można uznać za efektywną, jeśli założenia przy jej powstawaniu są realizowane, nierzadko z większym sukcesem, niż było planowane.
Najważniejszym według mnie aspektem jest bycie sobą. Celowo nie używam słowa autentyczność, bo jest ono zbyt często nadużywane i niestety brakuje spójności po między tym, co widzimy na ekranie telefonu, a z czym spotykamy się w rzeczywistości. Więc publikowanie postów niekoniecznie zgodnych z nami nie jest najlepszym pomysłem, w ten sposób zamiast zbudować zaufanie i je utrzymać, zwyczajnie je stracimy.
Ważne jest również określenie, kim jesteśmy, co chcemy przekazać innym i czego oczekuje nasz odbiorca. Jeśli nie możemy w środku nocy odpowiedzieć na te pytania, to będzie nam ciężko dotrzeć do naszej grupy docelowej i zamiast tworzyć angażujące treści, będziemy błądzić jak dziecko we mgle. Wiem, że wielu próbuje działać intuicyjnie, jednak warto pamiętać, że intuicja jest przereklamowana w strategiach, tutaj potrzeba testowania, bo to jest wciąż bardzo niedoceniane. A później pojawia się rozczarowanie, że działam, ale nic z tego nie wychodzi. Dlatego analiza i regularne monitorowanie wyników jest tutaj niezbędnym elementem całej układanki. Dzięki temu wiemy, co się przyjmuje, jakie reakcje wywołują nasze działania i co ewentualnie należy zmienić lub jakiego typu treści nasi odbiorcy chcą od nas więcej.
Oryginalność w przekazie – i tutaj możemy wziąć za przykład jeden z filmików promocyjnych, gdzie suchym tonem kobieta pokazuje jeden z hoteli w Polsce. O ile początkowo było to zabawne i wzbudzało ogromne zainteresowanie, o tyle słabe kopie niemalże 1:1, które pojawiły się w internecie, stały się po prostu nudne, a ich twórcy spotkali się z dość negatywnymi komentarzami odbiorców za brak kreatywności. Czyli interakcja była, być może nie o taką chodziło, ale jednak, bo jak to ktoś powiedział: nieważne, co gadają, ważne, żeby gadali. Jednak jeśli strategia ma być efektywna, to chcemy budować interakcję, by budować społeczność i tutaj istotne jest angażowanie się w kontakt z odbiorcą poprzez np. odpowiadanie na komentarze, zadawanie pytań i aktywna dyskusja.
Zarządzanie portfolio 80 unitów w strategii HMO to spore wyzwanie. Jakie umiejętności i narzędzia uważasz za kluczowe w prowadzeniu tego typu inwestycji?
To prawda, zarządzanie nieruchomościami wiąże się z wieloma wyzwaniami, przy mniejszej ilości można to łatwo ogarnąć, ale przy większej ilości unitów już może się zrobić „marmolada”. Pierwsze umiejętności, które przychodzą mi na myśl, to zarządzanie –finansami, ryzykiem, ludźmi oraz czasem – to zdecydowanie umiejętności, które warto rozwijać, wchodząc w ten model biznesowy. Kolejny ważny aspekt to sztuka negocjacji, która przydaje się na każdym etapie życia i oczywiście sprzedaż, którą świadomie lub nie i tak stosujemy każdego dnia. I oczywiście planowanie – w zasadzie wszystkiego. Mówi się, że w życiu nie ma przypadków i zgadzam się, że nie wszystko można zaplanować, jednak dobrze zaplanowany dzień czy działanie może pomóc nam rozwinąć lub zamknąć biznes.
Z narzędzi oczywiście kalendarz… dużo kalendarzy. No chyba, że używamy tego w telefonie, to polecam się z nim zaprzyjaźnić. A tak całkiem serio, to programy do zarządzania lokatorami, np. Gotenant czy Arthur, które pozwalają nam monitorować płatności oraz ułatwiają komunikację z lokatorami. Ich prostota pozwala na to, że nawet osoby, które niekoniecznie są dobrze zaznajomione z obsługą programów, mogą skutecznie i bezproblemowo się nimi posługiwać. Skoro przy narzędziach jesteśmy, to oczywiście Excel, w którym jeśli się coś nie zgadza, to znaczy, że coś gdzieś jest do poprawienia. Dodałabym jeszcze Slack i Trello do zarządzania zespołem.
Jesteś znana z angażujących wystąpień publicznych, podczas których inspirujesz i motywujesz innych. Co najbardziej motywuje Ciebie i jak rozwijasz swoje umiejętności mówcy?
Wystąpienia publiczne to dla mnie nie tylko sposób na dzielenie się wiedzą, ale także forma prawdziwego połączenia z ludźmi. Choć przyznaję, że moje doświadczenia obejmują zarówno triumfy, jak i porażki, to każdy moment na scenie jest dla mnie cenną lekcją. Od najmłodszych lat stawałam przed publicznością, biorąc udział w szkolnych przestawieniach, recytując wiersze czy prowadząc szkolne wydarzenia. To uczucie radości i spełnienia towarzyszy mi do dziś.
Dla mnie kluczowe jest przygotowanie – nie tylko treści, ale i emocji, które chcę przekazać. Wiem, że praktyka czyni mistrza, dlatego regularnie ćwiczę, rozmawiając z dziećmi, współpracownikami czy przyjaciółmi. Skupiam się nie tylko na tym, co chcę powiedzieć, ale także na tym, jak to mówię. Moim celem zawsze jest dotarcie do serca jednej osoby. I wiesz co? Zawsze przynajmniej kilka osób po wystąpieniu przychodzi, by porozmawiać i opowiadają o tym, jak bardzo się utożsamiają, albo poczuli, że to było wystąpienie, którego właśnie w tym momencie życia bardzo potrzebowali. Uznaję to za najlepszą nagrodę.
To właśnie ta chęć dotarcia do innych, inspirowania ich do działania, sprawia, że każda chwila na scenie jest dla mnie niepowtarzalna. Każde wystąpienie to dla mnie nowa szansa, by zasiać ziarno motywacji i nadziei, które może przynieść wspaniałe owoce.
Mówisz o sobie „Napoleon w spódnicy”. Jakie cechy Napoleona uważasz za najważniejsze w budowaniu sukcesu biznesowego?
Tak, nazywają mnie Napoleonem w spódnicy i faktycznie jest kilka cech, które sprawiają, że z dumą tego pseudonimu używam. Pierwszą widoczną jest mój wzrost, który w czasach szkolnych był moim kompleksem, bo inni dawali mi odczuć, że jestem „malutka”. Nawet do dziś wielokrotnie się z tym spotykam, zwłaszcza jeśli nie mam założonych szpilek, z tym że dzisiaj potrafię powiedzieć: „Tak, mam sto pięćdziesiąt i pół centymetra wzrostu i te pół jest moją wielkością, więc miło, że to podkreślasz, bo taki wzrost może mieć tylko ktoś wyjątkowy”.
Kolejna kwestia to oczywiście bycie strategiem i rozmyślanie nad milionem różnych scenariuszy – przewidywanie tego, co może się stać „jeśli”. Dzięki temu czasami dłużej schodzi mi się z planowaniem niż samą realizacją planu. Kto by chciał iść utartymi schematami, skoro można być innowacyjnym i robić rzeczy po swojemu.
Determinacja i niezłomna wytrwałość to dwie cechy, z którymi utożsamiam się najbardziej. Tutaj przykładem może być przylot do obcego kraju bez znajomości języka, z założeniem, że otworzę i rozwinę swój własny biznes. Dziś mam ich dwa! A początki wcale nie były takie kolorowe. To pokazało, jak szybko potrafię dostosować się do zmieniających się warunków. Jakąś część tej drogi opisałam w moim e-booku „Leć po swoje(mu)”, co zainspirowało mnie do napisania książki, która ukaże się końcem przyszłego roku i tam będzie okazja poznać bliżej moją historię, która być może dla wielu okaże się mapą przetrwania. Skłonność do podejmowania ryzyka to kolejny aspekt, który wpłynął na postrzeganie mnie jako Napoleona w spódnicy. Kieruję się zasadą, że lepiej zaryzykować i powiedzieć „o k*rwa”, niż pomyśleć „szkoda, że wtedy nie spróbowałam”. To powoduje, że nieustannie działam i wbrew wszystkiemu dążę do swoich celów. Sztuka pisania – co prawda Napoleon swoje listy dyktował, ale miał zmysł artysty, który sprawiał, że jego listy wywoływały wiele emocji. U mnie jest to umiejętność pisania i ubierania w słowa tego, co artyści malują na płótnie.
No i chyba najważniejsze, czyli nieprzejmowanie się tym, co powiedzą czy pomyślą inni. Obieram cel, skupiam się na nim i go osiągam, bez względu na to jak wiele negatywnych opinii usłyszę. Miałam kiedyś taką przypadłość, że opinia bliskich potrafiła sprawić, że się przed czymś blokowałam i ze strachu przed ich zranieniem przestawałam, ale z czasem zrozumiałam, że nawet jeśli oni chcą dobrze dla mnie, to niekoniecznie tak będzie. Poza tym bliscy przecież nie siedzą w mojej głowie, więc nie mogą zobaczyć pewnych rzeczy tak, jak widzę je ja. Dziś wysłuchuję opinii, ale podejmuję decyzje sama bez względu na to, co inni powiedzą.
Uważam, że każda z tych cech, no, może po za wzrostem, a może i właśnie on, miała największy wpływ na moje biznesy.
Mieszkasz i pracujesz w Wielkiej Brytanii. Jakie unikalne doświadczenia i możliwości dostrzegasz w brytyjskim rynku nieruchomości i biznesu?
Życie oraz praca w UK zdecydowanie pokazała mi wiele ciekawych doświadczeń i możliwości związanych z biznesem. Pierwsze z nich to łatwość w rozpoczynaniu – tak naprawdę jeśli masz coś w głowie, chcesz osiągnąć jakieś cele i jesteś dobry w tym, co robisz, to jedyne co cię tu ogranicza, to twoje własne myśli. Na starcie nie płacisz ZUS-ów i innych wielkich miesięcznych opłat, które z tego, co mi wiadomo, nierzadko zabijają początkujących przedsiębiorców w Polsce.
UK jest świetnym miejscem do inwestycji ze względu na możliwości finansowania i startu bez konieczności posiadania ogromnego kapitału startowego. Tutaj warto zaznaczyć, że produkty, jakie oferują banki, bywają bardzo pomocne i tak np. mamy możliwość spłacania kapitału, albo samych odsetek, czy wyciągania kapitału poprzez remortgage.
Tęsknisz za Polską?
Polska była, jest i będzie zawsze moim miejscem na ziemi. Mimo dekady na deszczowej wyspie, pojawiają się chwile, kiedy zastanawiam się, po co to wszystko i czy nie lepiej byłoby mi żyć w Polsce, bo tęsknota za „swoim” jest ogromna.
Wydaje mi się, że każdy na emigracji ma taki moment, kiedy pojawia się myśl, że chciałby wrócić, tylko jedni się do tego potrafią przyznać, a inni nie. Zawsze staram się kontynuować polskie tradycje, a moje dzieci, mimo że mówią perfekcyjnie po angielsku, to w domu mówimy po polsku. Dzięki temu jeśli jesteśmy w Polsce, to one są w stanie się z każdym dogadać bez problemu. No i właśnie gdy jestem po wyjazdach do Polski, to zawsze pojawia się myśl o powrocie na stałe. Nasze jedzenie, krajobrazy i ten klimat, tego nie ma nigdzie indziej na świecie.
To, za czym do końca nie tęsknię i od czego się odzwyczaiłam, to mentalność ludzi. W UK nawet na kasach panie są uśmiechnięte, żeby coś załatwić, może i trzeba dłużej poczekać, ale jednak obsługujący nie traktują klientów, jakby byli w pracy za karę, z czym bardzo często spotykam się w Polsce. To oczywiście ma swoje wady, bo sztuczny uśmiech ma swoją cenę. Powiedzmy sobie szczerze – rasizm niestety bywa odczuwalny, ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, są ludzie, którzy nas imigrantów szanują za to, jakie mamy standardy oraz za naszą ciężką pracę.
Rozmawiała: Ilona Adamska